Nieomal wakacje
Rocznik 1985, w wielu kręgach uznawany za całkiem przyzwoity, w innych zaś za doskonale poroniony, zakończył 30 kwietnia 2004 roku edukację w Małachowiance. Tak się składa, że też mam 19 lat i właśnie doszlusowałem do końca edukacji na poziomie średnim. Cieszę się niezmiernie z jednej strony, z drugiej zaś trochę mnie to boli. Bo to jednak kawałek życia, dość zresztą barwny.
Najsamprzód małe sprawozdanie z tego, co tradycja i liceum funduje uczniom z okazji końca roku szkolnego. Zaczyna się bladym świtem, o ósmej rano, kiedy to wszyscy maturzyści płoccy zbierają się na Placu 13 Straconych. Apel, który tam się odbywa jest odpowiedzią na pytanie: jak zachowuje się młodzież, którą zmusza się do kultywowania tradycji? Wcale się nie zachowuje. Niczego nie powinno się robić na siłę, ale jednak się próbuje robić. Efekt jest taki, że gdy z głośników płyną dźwięki Roty, połowa jest zajęta czym innym i nie słyszy, jedna czwarta nie wie co to, bo nie nakręcili do tego wideoklipu. Reszta się wstydzi śpiewać, bo różne egzotyczne ugrupowania polityczne upodobały sobie Rotę do przystrajania nią swoich faszystowskich lub po prostu kretyńskich wystąpień. Odczyty, przemówienia, wiersze i gawiedź rozchodzi się w swoje strony.
W szkole mnóstwo emocji i atrakcje różne rodzaju. Przemówienie dyrektora nagrodzone rzęsistymi brawami, przedstawienie regulaminu egzaminu dojrzałości i plan, wg którego przebiegać ma, następnie gwóźdź programu - losowanie, które ma rozmieścić abiturientów w odpowiednich ławkach podczas egzaminów. Żeby poczuć te emocje trzeba było tam być. Ekstaza, łzy, poklepywanie, spazmy, okrzyki. Koniec końców wszystko zostało wyjaśnione. Po części 'naulanej' przyszedł czas na symboliczne pożegnanie się z nauczycielami. I tu dopiero zaczynają się płacze i zawodzenia. Idzie tedy pielgrzymka od klasy do klasy, w każdej zaś organizuje mniej lub bardziej wzruszający spektakl z wręczaniem kwiatów i luksusowymi podziękowaniami. I cześć. Do zobaczenia na maturach.
Wybiegliśmy raźno ze Szkoły, nieomal ze śpiewem na ustach, ale już na schodach zrobiło się nieco ponuro. Bo coś się kończy. Jakkolwiek bywało, jest żal. Kilka minusów nie jest przecież w stanie przesłonić plusów, których nie dość, że jest więcej, to są dużo bardziej istotne. I zabrakło tej radosnej świadomości, że wakacje. Bo jakby troszkę nie do końca. Trzeba...hm... maturę zdać:). Będąc zaś rozpędzonym, zdać również egzaminy na studia.
Choć co jakiś czas myślę sobie, że 12 lat to i tak za dużo.
Cześć!
Cześć!