Powrót żywego trupa
Jak słusznie zauważył ktoś z redakcji - skończyłem się. Nic tak jednak nie ożywia i nie drażni ambicji, jak lektura własnego nekrologu. Że trup. Że ktoś po nim schedę przejmuje. Działa podwójnie czytany o trzeciej w nocy, z nastawieniem wobec świata: 'światu! Zejdź ze mnie!'. Wyślizgnąwszy się z trumny, idę pisać na mieście 'kuba's not dead'. Niech się dowiedzą. Jestem i mam się prawie - prawie.
Wszyscy pewnie wiedzą - zdałem tą maturę i dostałem się na studia. Sadowski nie klęka! Przezwyciężyłem wstręt do nauki i kaskaderskim posunięciem zdołałem nadrobić zaległości, utrwalić to, co już umiałem i pyk! Nie będę pisał co mam zamiar studiować, bo to nie powinno szanownego czytelnika interesować. Wystarczy, że napiszę iż prawdopodobnie będę się lenił, a jeśli będę pracował 'w zawodzie', to nieróbstwo przedłużę o kolejnych kilkadziesiąt lat.
Miasto o charakterze wybitnie studenckim, bo za takie uważany jest Toruń, otwiera przed chłopcem takim jak ja szereg perspektyw, z których to chłopiec taki jak ja ma zamiar skrzętnie korzystać. Strach się bać, ja wiem. Mam nadzieję, że mój zdrowy rozsądek pozwoli mi w porę cofnąć nogę z gzymsu i jakoś to wszystko się będzie toczyć.
Po udanych egzaminach wstępnych na studia, przyszły upragnione wakacje - czas lenistwa, beztroskiej zabawy, podróżowania, poznawania nowych ludzi, zdobywania życiowych doświadczeń, jak również doświadczeń całkowicie abstrakcyjnych. Czas miłości (ponoć). Były to jedne z najdziwniejszych wakacji w moim życiu. Daleki jest od okrzyknięcia ich 'najlepszymi w życiu', jak starało się mi przedstawić wakacje między maturą a studiami kilka osób. Były 'inne'. Oby doświadczenia zebrane zaowocowały podejmowaniem w przyszłości słusznych decyzji. I obym nigdy więcej nie myślał za pomocą słów piosenki płockiego zespołu hiphopowego. Tej o pamięci. Tylko tyle - będzie chyba dobrze. Życzyłbym sobie za to, żebym w przyszłym roku mógł ponownie pracować w wolontariacie przy organizacji festiwalu Astigmatic. Świetna zabawa, sporo przelanego potu i przechodzonych kilometrów, ale było warto. Z tego miejsca chciałbym przybić głośna PJONĘ wszystkim, z którymi pracowałem, których miałem przyjemność poznać w czasie tych prawie trzech tygodni, podczas których starałem się dołożyć swoją cegiełkę. I chyba się udało. Warto było również pojechać na reggae festiwal do Ostródy. Bo tak. Muzyka, ludzie, atmosfera, przygoda. Warto jest rozmawiać z ludźmi.
Nie warto jest nie słuchać jak najbardziej trzeźwego głosu serca, który mówi: 'Daj se luz'.
Cześć
Kuba