A ja wolę moją mamę
A ja wolę moją mamę
z rep. Majki Jeżowskiej
Pewnego razu Kinga spotkała Wikinga,
Mieszkał na obrazku, zrywał się o brzasku
I zwiedzał wielkie morza
I Kindze było go żal...
Ref.
A ja wolę moją mamę,
Co ma włosy jak atrament,
Złote oczy jak mój miś
I płakała rano dziś.
Pewnego razu Dorota znalazła w lesie kota,
Wzięła więc go do domu zamiast dać byle komu
I świetnie się bawili
I w zgodzie sobie żyli.
Ref.
A ja wolę...
Nie wiem co skłoniło poetę do napisania tego utworu, ale być może był pisany na zamówienie jakiejś tajnej organizacji tudzież grupy przestępczej. Pozornie zwrotki nie łączą się z nacjonalistycznym refrenem, ale tak naprawdę jest to misterna konstrukcja literacka. W pierwszej strofie podmiot liryczny opowiada historię (oczywiście bez nazwisk) niejakiej Kingi, która spotkała faceta imieniem Wiking. Mieszkał na obrazku (to chyba jakaś wyspa) i wstawał bardzo wcześnie. Miał przyjemność zwiedzania mórz i oceanów, ale jej i tak było go żal. Właściwie to nie wiadomo dlaczego, bo podobno marynarz ma dziewczynę w każdym porcie... aha, może dlatego, że musiał wcześnie wstawać... no to może rzeczywiście trochę żal... No i refren! Zmiana narracji z 3-cioosobowej na 1-szoosobową. Podmiot liryczny mówi, że cokolwiek by ten wiking nie robił to i tak woli swoją mamę (ciekawe czy to przypadkiem nie jakaś ksywa). Dalej pisze, że mama płakała, ale ja też bym płakała jakbym miała granatowe włosy i oczy jak kukła! Druga strofa to opowieść o rzekomo uczynnej Dorocie. Dziewczynka zabrała kota z lasu nie bacząc na to czy przypadkiem nie był wściekły albo czy ktoś nie zostawił go tam na chwilę, bo poszedł po grzyby. Pisze, że niby żyli w zgodzie, ale co ten kot mógł zrobić... i ciekawe, w co się tak świetnie bawili? Podmiot liryczny jednak nas nie zawodzi i mówi, że Dorota to może sobie nawet King-Konga przygarnąć, a on i tak woli swoją mamę, która pewnie postąpiła by inaczej i tego kota zostawiła, a do lasu poszłaby pewnie, żeby się powiesić, bo ma brzydkie włosy albo po prostu po grzyby na obiad... Pamiętajcie dzieci! Bądźcie wierne swoim przekonaniom i nie bądźcie naiwne. Czasem obcy tylko udają wrażliwych i uczynnych, bo mają jakiś cel, który żerując na nas, chcą osiągnąć. Kobiety na czołgi, chłopy do garów!
Sama Wielmożna - fanamana
z rep. Majki Jeżowskiej
Pewnego razu Kinga spotkała Wikinga,
Mieszkał na obrazku, zrywał się o brzasku
I zwiedzał wielkie morza
I Kindze było go żal...
Ref.
A ja wolę moją mamę,
Co ma włosy jak atrament,
Złote oczy jak mój miś
I płakała rano dziś.
Pewnego razu Dorota znalazła w lesie kota,
Wzięła więc go do domu zamiast dać byle komu
I świetnie się bawili
I w zgodzie sobie żyli.
Ref.
A ja wolę...
Nie wiem co skłoniło poetę do napisania tego utworu, ale być może był pisany na zamówienie jakiejś tajnej organizacji tudzież grupy przestępczej. Pozornie zwrotki nie łączą się z nacjonalistycznym refrenem, ale tak naprawdę jest to misterna konstrukcja literacka. W pierwszej strofie podmiot liryczny opowiada historię (oczywiście bez nazwisk) niejakiej Kingi, która spotkała faceta imieniem Wiking. Mieszkał na obrazku (to chyba jakaś wyspa) i wstawał bardzo wcześnie. Miał przyjemność zwiedzania mórz i oceanów, ale jej i tak było go żal. Właściwie to nie wiadomo dlaczego, bo podobno marynarz ma dziewczynę w każdym porcie... aha, może dlatego, że musiał wcześnie wstawać... no to może rzeczywiście trochę żal... No i refren! Zmiana narracji z 3-cioosobowej na 1-szoosobową. Podmiot liryczny mówi, że cokolwiek by ten wiking nie robił to i tak woli swoją mamę (ciekawe czy to przypadkiem nie jakaś ksywa). Dalej pisze, że mama płakała, ale ja też bym płakała jakbym miała granatowe włosy i oczy jak kukła! Druga strofa to opowieść o rzekomo uczynnej Dorocie. Dziewczynka zabrała kota z lasu nie bacząc na to czy przypadkiem nie był wściekły albo czy ktoś nie zostawił go tam na chwilę, bo poszedł po grzyby. Pisze, że niby żyli w zgodzie, ale co ten kot mógł zrobić... i ciekawe, w co się tak świetnie bawili? Podmiot liryczny jednak nas nie zawodzi i mówi, że Dorota to może sobie nawet King-Konga przygarnąć, a on i tak woli swoją mamę, która pewnie postąpiła by inaczej i tego kota zostawiła, a do lasu poszłaby pewnie, żeby się powiesić, bo ma brzydkie włosy albo po prostu po grzyby na obiad... Pamiętajcie dzieci! Bądźcie wierne swoim przekonaniom i nie bądźcie naiwne. Czasem obcy tylko udają wrażliwych i uczynnych, bo mają jakiś cel, który żerując na nas, chcą osiągnąć. Kobiety na czołgi, chłopy do garów!
Sama Wielmożna - fanamana